Męczył mnie kac, ale o stokroć wolałam zwykłego kaca objawiającego się okropnym bólem głowy, suchością w ustach i skurczem żołądka, niż kaca moralnego.
Zachowałam się jak gówniara i nawet nie próbuję szukać usprawiedliwienia dla swych czynów.
Pozwólcie, że przybliżę wam nieco wczorajszą noc, której tak cholernie nie chciałam pamiętać.
Dlaczego nie upiłam się do nieprzytomności? Ech!
Kiedy klub zaczął pustoszeć, zdałam sobie sprawę, że i ja powinnam się zbierać. Nie miałam pomysłu co ze sobą zrobić. Miałam spory problem z utrzymaniem się na nogach więcej niż pięć sekund. Wiedziałam, że sama nie dam rady wyjść z klubu, a co dopiero dotrzeć do domu.
Siedziałam rozparta na czerwonej sofie. Towarzyszący mi Kiba, opierał głowę o przedramię, które spoczywało na blacie stolika.
- Kiii-baaa - wybełkotałam. W duchu wyśmiałam swój okropnie brzmiący głos. Chyba nawet zachichotałam. - pomożesz wrócić do tomu? - Nie widząc reakcji ze strony kolegi, klepnęłam go lekko w plecy. Zero odzewu. Czyli był w jeszcze gorszym stanie niż ja. A niech to!
Rozejrzałam się po lokalu w nadziei, że znajdę jeszcze kogoś znajomego. Niestety, oprócz naszej dwójki na sali były jeszcze cztery osoby, w tym barman. Nie powiem, że się nie wystraszyłam. Byłam wręcz przerażona.
Niech cię cholera, Ino! Kiedy już myślałam, że będę musiała czołgać się do domu, usłyszałam za sobą:
- Wstawaj - Swym głosem właściciel zaszczycał mnie rzadko, jednak nie dało się go pomylić z żadnym innym. Czym prędzej odwróciłam głowę w stronę rozmówcy, by ujrzeć.. - Sasuke? - wyszeptałam, jakby na potwierdzenie, że to rzeczywiście on. Zadarłam głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Przez alkohol musiałam zmrużyć powieki, by złapać ostrość. Po wstępnej analizie zdołałam jednak zauważyć, że był zirytowany i czekał, aż wykonam polecenie. Czym prędzej postanowiłam się wytłumaczyć. - Nie umiem - wychrypiałam. Sasuke westchnął, jakby spodziewał się usłyszeć taką odpowiedź. W milczeniu zrobił kilka kroków, by znaleźć się tuż przede mną, po czym niespodziewanie chwycił mnie za przedramię, i postawił do pionu. Oczywiście, nie był ani trochę delikatny, a moje ogłupiałe przez alkohol ciało zatoczyło się niebezpiecznie. Przyjął jednak mój ciężar na siebie. Robił to w bardzo dziwny sposób, bo starał się ograniczać nasz kontakt cielesny do absolutnego minimum. Ja jednak nie miałam nic przeciwko. Fakt, że widzi mnie tak pijaną jest o stokroć gorszy, niż przyjęcie od niego pomocnej ręki.
Kiedy świat przestał zanadto wirować, Sasuke objął mnie jedną ręką w talii i zrobił krok w przód. Widząc, że trochę oprzytomniałam, i że nie rąbnę o podłogę po jednym kroku, postanowił narzucić mi powolne tempo marszu.
Wyprowadził mnie z klubu i pozostawił opartą o mur, a sam wrócił do budynku, tłumacząc pospiesznie, że idzie po nasze płaszcze.
Miałam chwilkę, by pomyśleć i poukładać myśli. Na dobrą sprawę, nie wiedziałam, co on chce ze mną zrobić. Nie lubi mnie, tego jestem pewna, gdyż na każdym kroku dobitnie to podkreśla. Więc, dlaczego nie zostawił mnie samej sobie? Ech, jestem zbyt pijana, żeby teraz nad tym główkować!
Sasuke wrócił po krótkiej chwili, ubrany w czarny, markowy płaszcz. Podał mi moje okrycie, prawdopodobnie z myślą, że dam radę sama je na siebie nałożyć. Widząc moje nieudolne starania, wyrwał mi z rąk granatową kurteczkę i sam mnie ubrał. Poczułam się jak małe, głupie dziecko. Jednak sama sobie byłam winna. - Dziękuję - wybąkałam cicho, speszona powrotem do bliskości. Sasuke znów obejmował mnie w pasie, stawiając wolno kroki.
Prychnął. Nie wiem, co oznacza ten dźwięk wydobywający się z jego gardła, ale chyba nic dobrego.
Naprawdę chciałam zachować resztki godności, będąc asekurowana przez Sasuke, jednak jak zwykle szczęście się do mnie nie uśmiechało. Zamiast czuć się coraz lepiej i wymuszać posłuszeństwo na kończynach, mój organizm postanowił zbuntować się jeszcze bardziej. Zataczałam się strasznie. Sasuke wzmacniał uścisk na mojej talii, jednak w końcu nie wytrzymał.
- Czekaj. - Postawił mnie pod jakimś sklepem. Więc, czekałam. W paru susach pokonał sklepowe schody, po czym zniknął mi z oczu.
Przykleiłam się plecami do muru, wolałam nie kusić losu. Ostatnie, czego mi brakowało, to roztrzaskany nos. Dziś absolutnie nie ufałam swoim nogom. Przymknęłam powieki. Okropnie wirowało mi w głowie, i ten szum w uszach. Niemal nie byłam w stanie usłyszeć własnego chrząknięcia. Każdy dźwięk odbijał się echem w mojej głowie, irytujące dudnienie.
Obserwowałam ulicę uważnie. O tej porze przecież nie było bezpiecznie, tym bardziej w miejscu, przez które prowadził mnie Sasuke. Nie chodziłam takimi uliczkami, wybierałam zawsze te najbardziej zaludnione w centrum miasta, więc gdyby brunet zechciał mnie teraz pozostawić samej sobie, pewnie bym się zgubiła. Nie miałabym nawet kogo zapytać o drogę, no, chyba, że tego przerażającego mężczyznę, który zaczął się do mnie zbliżać. Szedł niebezpiecznie szybko i z nieodgadnioną miną. Z każdym jego krokiem zaczynałam panikować coraz bardziej. W moim stanie nawet ucieczka nie wchodziłaby w grę. Nie zdążyłabym nawet wejść do sklepu, za którego drzwiami zniknął mój kolega z klasy. Moje plecy ściślej przywarły do ściany. Przymknęłam powieki i starałam się nie myśleć o tym, że za chwile prawdopodobnie stanie się coś złego. Słyszałam dźwięk kroków obcego, który był już niebezpiecznie blisko. Jeszcze jakieś dwa metry i staniemy twarzą w twarz. Nie wiem skąd to wiedziałam, po prostu. Takie rzeczy się chyba czuje, prawda? Przełknęłam głośno ślinę.
Zrobi mi krzywdę?
Coraz wyraźniej słyszałam dźwięk obuwia, stykającego się z powierzchnią chodnika. Nie miałam niczego pod ręką, czym mogłabym się obronić. Jedyną rzecz, którą ze sobą miałam, była mała torebeczką, którą Sasuke zabrał, żebym przypadkiem jej nie zgubiła. Zostałam z niczym.
- Zgubiłaś się? - Nie odpowiedziałam. Trochę czasu zajęło mi podniesienie powiek, jednak kiedy udało mi się przezwyciężyć atak paniki, spojrzałam niepewnie na mężczyznę. Przystanął naprzeciwko mnie i zmierzył moją sylwetkę lubieżnym wzrokiem. Mimo zamazanego obrazu, starałam się go dokładnie obserwować. Wiedziałam, że i tak nie zdołam się obronić, jednak chciałam mieć przynajmniej najmniejszą kontrolę nad sytuacją. Sama nie wiem, dlaczego chciałam patrzeć. Lepiej, gdybym nadal miała zamknięte powieki, wtedy nie widziałabym jego dłoni, podnoszącej się na wysokość mojej twarzy. Następnie poczułabym dotyk jego zimnej kończyny na moim zmarzniętym policzku.
- Zo-ost...
- Zostaw ją - Do moich uszu doszedł szorstki głos Sasuke. Nie wiem, jak nieznajomemu, ale mnie przeszły ciarki po całym ciele. Chwileczkę, ręka mężczyzny wciąż spoczywała na mej twarzy, a jej właściciel nadal uśmiechał się z wyższością. Kątem oka zaobserwowałam, jak Sasuke się przemieszcza. W mgnieniu oka stanął między mną, a prawdopodobnie niedoszłym gwałcicielem. Działo się to tak szybko, że ledwo nadążałam dostosowywać ostrość. Mogłam tylko sobie wyobrazić, jaką Sasuke przywdział minę, gdyż jego szerokie plecy całkowicie przysłoniły mi obraz. Nieznajomy powiedział coś do Sasuke. Nie dosłyszałam co, gdyż szum w uszach nabrał na sile, jednak zdołałam ujrzeć, jak Sasuke mocno go popycha. Wychyliłam się zza placów mojego wybawcy, wiedząc, że jestem już bezpieczna. Zdołałam zaobserwować, że typek straciwszy równowagę, runął na znak drogowy. Chwycił się za tył głowy i głośno przeklął.
- Zjeżdżaj stąd, śmieciu. - Mimo, iż Sasuke wypowiedział to niemal szeptem, brzmiało to bardzo groźnie. Z wielkim opóźnieniem zdałam sobie sprawę, że mężczyzna odchodzi, nie zaszczycając nas już chociażby spojrzeniem. Miałam zamiar podziękować Sasuke za pomoc, ale mój żołądek miał inne plany. Resztkami silnej woli zdołałam przezwyciężyć odruch wymiotny, jednak pozostałam zgięta w pół i walczyłam, by utrzymać się na nogach.
Cholera! Jestem taka żałosna!
Usłyszałam jak Sasuke mruczy przekleństwo pod nosem, po czym zobaczyłam, jak odwraca się w końcu w moją stronę. Nie, nie miałam odwagi podnieść głowy, by zmierzyć się z jego ciężkim spojrzeniem. Miałam jedynie wgląd na jego sylwetkę od pasa w dół. Widziałam więc, jak zaciska pięści, a następnie, jak podnosi z chodnika opuszczoną wcześniej siatkę z zakupami.
Jakimś cudem udało mu się mnie zaciągnąć do najbliższej ławki. Posadził mnie na niej i wygrzebał z jednorazówki butelkę litrowej coli. Podał mi napój, uprzednio sam się nim racząc. Nie mogłam go wypić. Od dłuższego czasu walczyłam z mdłościami. Jeśli zrobię maleńkiego łyka, zwymiotuję!
- Nie chcę, niedobrze mi. - Nie chciałam go urazić, bo w końcu wszystko wynikało z jego dobrych chęci. Niegrzecznie było odmawiać. Robił to dla mnie.
- Wypij tak dużo, ile tylko zdołasz. Zwymiotujesz. - Czy on czyta w myślach? Oczywiście, to nie zmienia faktu, że nie miałam zamiaru zwracać na jego oczach. Odmówiłam kiwnięciem głowy.
Do jasnej ciasnej! Tak ciężko mi się myślało. Kiedy to minie? Narazie z minuty na minutę było ze mną coraz gorzej. - Rób, co mówię, albo cię tu zostawię - pogroził mi.
- W takim razie, odwróć się, proszę.
Prychnął. Widocznie nie miał najmniejszego zamiaru wykonać mojej prośby.
Nieporadnie odwróciłam się od partnera, i walcząc z mdłościami, przyssałam się do butelki z gazowanym napojem. Pociągnęłam kilka naprawdę sporych łyków, aż mój żołądek nie zareagował. Pochyliłam się wprzód, by nie zwrócić na siebie. Wymiociny z głośnym chlupotem opadły na ziemię tuż przy ławce. Chciałam odgarnąć włosy z twarzy, jednak czyjaś duża, ciepła dłoń uprzedziła mnie w tym. Zdałam sobie sprawę, że Sasuke mi pomaga, i co gorsza - patrzy. Jego emocje, jak zwykle zostały dokładnie ukryte pod maską zobojętniałego drania. Nie miałam pojęcia, o czym może myśleć. Był na mnie zły? A może miał ze mnie niezły ubaw? Co za wstyd!
- Napij się jeszcze - rozkazał. Wiedziałam, że sobie ze mnie nie żartuje. Sama również chciałam w końcu pozbyć się alkoholu z organizmu jak najszybciej. Zrobiłam, jak kazał, a po kilku sekundach znów zgięłam się w pół by wydalić płyny zalegające w żołądku.
Czułam się i pewnie wyglądałam okropnie. Zawsze, gdy wymiotuję, płaczę. Nie potrafię tego powstrzymać.
Dyszałam ciężko, próbując wyrównać oddech. Wierzchem dłoni otarłam łzy spływające po policzkach. Próbowałam także wmawiać sobie, że wcale obok mnie nie siedzi Sasuke, który wspaniałomyślnie podawał mi chusteczkę higieniczną. Przyjęłam ją bez słowa i otarłam sobie nią usta. Poczułam się o wiele lepiej z pustym żołądkiem. Szkoda, że alkohol nie wyleciał ze mnie, jak cola. Co z tego, że zwróciłam całą zawartość żołądka, skoro wciąż byłam otumaniona spożytymi procentami.
Za plecami usłyszałam po raz kolejny szelest jednorazowej torby, a chwilę później brunet podał mi paczkę moich ulubionych, truskawkowych gum do żucia i butelkę wody niegazowanej. Pospiesznie zrobiłam ostatniego łyka coli, nie połykając jej jednak, tylko płucząc sobie usta. Odebrałam gumy i wodę. Napiłam się i włożyłam do buzi truskawkowy przysmak. Od razu zrobiło mi się lepiej z myślą, że nie będzie mi śmierdziało z ust wymiocinami.
- Dziękuję - wybąkałam nieśmiało. Zdobyłam się, żeby w końcu spojrzeć Sasuke w oczy. Jak zwykle nie wyrażały nic. Cholernie mnie to wkurzało! Ta jego obojętność była nieznośna. Wolałam już jego gniewne spojrzenia, niż ten wyprany z emocji i pozbawiony blasku wzrok.
Przymknęłam powieki, żeby bardziej się nie irytować jego zobojętniałym wyrazem twarzy.
Sasuke nie zareagował w żaden sposób na moje słowa, dlatego nie byłam pewna, czy mnie usłyszał. Postanowiłam więc, że zadam mu pytanie, które nurtowało mnie od kilkunastu minut:
- Co powiedział ci ten mężczyzna, że tak się wkurzyłeś? - Gdyby nie szumiało mi w głowie, to mogłabym powiedzieć, że zapadła cisza. Sasuke nie krył się z tym, że po prostu mnie ignoruje. Jakby na potwierdzenie tego, podniósł się z ławki i niespiesznie zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod jego butami, zapraszając mnie do pójścia w ślady chłopaka. Ale ani mi się śniło wstawać! Nie byłam aż tak głupia, żeby ufać swoim nogom. Wciąż byłam mocno pijana.
- Nie zostawiaj mnie. - czyjś żałosny i zapłakany głos przerwał ciszę, co zwróciło uwagę Sasuke. Z wielkim opóźnieniem zdałam sobie sprawę, że były to moje słowa i nie brzmiały, jakby odnosiły się tylko do tej jednej sytuacji.
Brunet po usłyszeniu mojej prośby, wyglądał, jakby dostał w twarz, jednak szybko się opamiętał, odwracając głowę w przeciwną stronę. Stanął przy pokrytym śniegiem krzaku i patrząc gdzieś w dal, westchnął. Westchnął, niczym doświadczony, zmęczony życiem starzec.
Wyprostowany i pewny siebie stał w miejscu z rękami w kieszeniach spodni. Wyglądał bardzo męsko. Miał napięte mięśnie szczęki i mrużył oczy. Chyba intensywnie nad czymś kontemplował. W końcu postanowił na mnie spojrzeć. Prychnął i powoli do mnie podszedł. Stanął kilka centymetrów przede mną, a ja, żeby spojrzeć na jego twarz, musiałam znacznie zadrzeć głowę do góry.
Nigdy bym się po nim spodziewała tak ludzkiego i delikatnego czynu, jakim jest starcie łez z twarzy, ale on właśnie to zrobił. Jego ciepła, nieotulona rękawiczką dłoń, dotknęła mojej buzi i starła łzy z policzków. To nie był koniec niespodzianek dla mojego biednego ciała! Sasuke ujął mnie delikatnie pod brodę, po czym musnął dolna wargę kciukiem. Westchnęłam głęboko przez rozchylone usta, ale on również. Myślałam, ze śnię i trafiłam do nieba. Przed oczami widziałam gwiazdy. Przecież to nie mogła być prawda! Zdenerwowana, rozwarłam maksymalnie oczy.
Pomógł mi wstać i tym razem zrobił to ostrożnie. Podniósł mnie jednym, pewnym ruchem. Zrobił to tak łatwo, jakbym wcale nie ważyła czterdzieści osiem kilo. Zaraz po tym, jak mnie podniósł, do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum, płynu do płukania, jak i jego skory. Pachniał tak, jak powinien pachnieć mężczyzna.
- Nie jesteś sama - wyszeptał mi we włosy. Ostatecznie zdołałam wyczuć w jego oddechu cierpki zapach alkoholu wymieszany z miętową gumą do żucia. Czyli także był pijany!
Zbyt szybko poznałam powód jego ludzkich zachowań. A szkoda, bo wolałam żyć w przekonaniu, że po prostu się przede mną otworzył.
W ciszy odniósł mnie do domu. Postanowiłam nie psuć tego dziwnego napięcia miedzy nami, wiec nie odezwałam się ani słowem, gdy wnosił mnie po schodach do mojego pokoju. Nie odezwałam się także, gdy w milczeniu położył mnie na łóżku, ani też gdy opuszczał pokój.
Wylegiwałam się jeszcze przez jakiś czas w ciepłym, miękkim łóżku, jednak nie chciałam spędzić w nim całego dnia. Podniosłam ciało do pozycji siedzącej, przeciągając się porządnie. Rzuciłam okiem na skołtunioną kołdrę, a moim oczom ukazała się brązowa bransoletka. Niestety, wiedziałam do kogo należy, a co gorsza, była zepsuta. Prawdopodobnie Sasuke zerwał ją, kiedy kładł mnie na meblu.
Wzięłam przedmiot do reki i podsunęłam go sobie pod nos. Przyjrzałam mu się dokładniej, po czym odłożyłam ostrożnie na stolik nocny. Nie sądzę, żeby Sasuke był na mnie o to zły, ale postanowiłam, że jeszcze dziś odkupię zepsutą rzecz i mu ja oddam.
Nie wzięłam ze sobą telefonu do klubu, także... od wczoraj nie miałam go w ręce. Pospiesznie zwlekłam z tyłek z łózka i ruszyłam na parter prosto do salonu.
Tak, jak myślałam -dwanaście nieodebranych połączeń i tyle samo SMS-ów, w tym jeden, którego numeru nie znam. Treść wiadomości głosiła:
Mam nadzieje, że Sasuke
dobrze się Tobą zaopiekował.
Heichou.
Pospiesznie odpisałam:
Był
niezastąpiony.
Wdech, wydech. Czas oddzwonić do Temari. Jak nic mi się dostanie. Nie chciałam jednak odkładać tego, co nieuniknione, a im szybciej to zrobię, tym więcej będę miała czasu na poukładanie sobie myśli związanych z Sasuke.
Tak jak myślałam. Dostałam wielka burę od przyjaciółki, zaraz po tym, jak odebrała. Jednak pokornie przeczekałam atak zarzutów na moją biedną osobę.
Kiedy zauważyłam, że dziewczyna wykrzyczała, co jej leży na sercu, pokrótce zdałam jej relacje z powrotu do domu. Myślałam, że jej ulży, kiedy się dowie, jaką miałam opiekę. Byłam w błędzie. Blondynka wściekła się na mnie o stokroć i znów zaczęła wrzuty pod moim adresem. Oznajmiła mi, że jestem nieodpowiedzialną idiotką z brakiem pofałdowania na mózgu. Potem zwyzywała Sasuke, ale przyznam szczerze, że tego już nie słuchałam. Odłożyłam słuchawkę na blat stołu, zostawiając jednak na głośniku. Dzisiejszego dnia poziom mojego humoru równał się temperaturze na zewnątrz – dwanaście stopni na minusie. Nie chciałam wdawać się w bezsensowne sprzeczki z przyjaciółką, w sumie, to wiem, że i tak nigdy jej nie przegadam. Ona zawsze musi mieć rację. Taki typ człowieka.
Ostatecznie umówiłam się z nią i z Rin na piętnastą pod wejściem do parku.
Niespiesznie wzięłam gorącą kąpiel, a następnie wpadłam do kuchni, by coś przegryźć. Mimo iż lodówka była wypełniona po brzegi, ja złapałam serek wiejski, który spożyłam bez większego smaku. Kac wciąż mnie męczył, dlatego też nie miałam apetytu. Za to wszelakiego rodzaju napoje pochłaniałam w wielkich ilościach. Mam nadzieję, że Ino czuje się tak samo podle, co ja.
Mając jeszcze chwilę do wyjścia, usiadłam na czarnej, skórzanej kanapie w salonie. Wyciągnęłam nogi wzdłuż mebla, zaś głowę oparłam o brązowy wałek. Wlepiłam wzrok w sufit. Tak, wiem, zajmująca czynność!
Z głośnym westchnieniem przewróciłam głowę w lewo, przez co moje brązowe oczy napotkały karteczkę zaadresowaną właśnie do mnie. Pospiesznie podniosłam się do siadu, chwyciłam biały papier i zapoznałam się z treścią.
Pilny wyjazd służbowy, wrócę za dwa dni.
Lissa.
W sumie, ostatnio często dom jest pusty, za czym nie przepadam. Kiedy ciotka gdzieś wyjeżdża, mnie także wtedy nie ma w domu, gdyż nocuję u Tem, albo Rin. A kiedy już jestem w domu, zapraszam dziewczyny do siebie.
Najbardziej na świecie boję się samotności. Brakuje mi rodziców, brakuje mi ich ciepłych uśmiechów, troski i miłości. Jestem przewrażliwiona na tym punkcie, dlatego też tak żałośnie prosiłam w nocy Sasuke, by mnie nie zostawiał. Chciałabym, żeby wiedział, że ta prośba miała głębsze znaczenie, jednak w życiu mu tego nie wyznam. Do teraz zachodzę w głowę, dlaczego tak po prostu odprowadził mnie pijaną do domu. Mógł mieć gdzieś to, że zostałam na lodzie, przecież dotychczas nigdy się mną nie interesował. Mało powiedziane - on po prostu mnie zlewał po całości, czego nie mogłam mieć mu przecież za złe. Taki był.
Zmięłam papier w niedbałą kulkę, po czym wrzuciłam go do nierozpalonego kominka. Miałam jeszcze kilka minut do wyjścia, więc ubrałam ciepły, oliwkowy płaszczyk i biały komin. Naciągnęłam na nogi wygodne botki, zgarnęłam z szafki wcześniej przygotowaną torebkę i wyszłam z domu.
- Dałaś po całości, alkoholiku - docinała mi Tem. Jej żarty przestały być śmieszne jakąś godzinę temu, ale nie chciało mi się jej tego uświadamiać. Dobrze wiedziałam, jak wyglądam i czego powinnam była unikać zeszłej nocy. Wiem, że koleżanka chce dać mi nauczkę, ale czy najgorszą nauczką nie jest stan, w którym nadal się znajduję? Z tego wszystkiego musiałam iść pieszo pod ten cholerny park, gdyż nie mogłam prowadzić po takiej libacji alkoholowej.
Teraz siedziałyśmy w kawiarni, znajdującej się w centrum handlowym, a ja wciąż nie mogłam przełknąć choćby kęsa ciastka francuskiego z czekoladą. Upiłam więc jedynie łyk letniej już kawy, po czym zapytałam:
- Wejdziemy jeszcze do Fossil? Chciałam tam coś kupić.
- Pewnie, a co chcesz. To chyba sklep z męską biżuterią, nie? - Rin akurat była dobrze obeznana w sklepach znajdujących się w tym ogromnym budynku. Nie wiedziałam jednak, czy to dobrze, czy źle.
- Chciałam odkupić komuś pewien drobiazg... - powiedziałam zagadkowo. Bałam się przyznać przed Temari, że chcę odkupić coś temu "dupkowi", jak zwykła go nazywać. - Idziemy? - zapytałam, widząc, jak dziewczyny powoli dopijają swoje napoje i wiercą się na krzesłach.
- Drogi ten drobiazg - zaczęła blondynka. - Dla kogo to? Dla tego blondyna, którego udało ci się wczoraj wyrwać? Czy może dla kogoś innego? - Widząc moje ociąganie się, Temari wyrwała mi z ręki bransoletkę i przyjrzała się jej dokładnie. - Hm, mam wrażenie, że gdzieś już ją widziałam.
Boże, jej spostrzegawczość akurat w tej chwili była niepożądana. Szybko podjęłam temat o blondynie, który swoją drogą także mnie zaciekawił.
- Skąd wiesz, że ktoś wczoraj ze mną był? - Byłam święcie przekonana, że nie wspomniałam o Heichou ani razu.
- Aoi, nie wiem czy pamiętasz, ale również tam byłam - odezwała się w końcu Rin. Nawiasem mówiąc była dziś nadzwyczaj milcząca.
Rzeczywiście, wpadło mi to z głowy. Kurczaki, czyli Tem wie też o...
- Heicho to bardzo miły mężczyzna. - Spojrzałam przymilnie na koleżanki, jednak widząc zniesmaczoną minę blondynki, dodałam: - Naprawdę. Poza tym tylko tańczyliśmy. - To, że wypytywałam chłopaka o Sasuke ,wolałam przemilczeć.
- Jasne, a ja jestem Wiesław. Coś mi tu śmierdzi, Aoi. - Jak zwykle była podejrzliwa, jeśli chodzi o mężczyzn. Przyjaciółka zawsze tłumaczy to tym, że mam kiepski gust w dobieraniu sobie facetów. Coś w tym jednak jest. Pewnie dlatego do tej pory mojej miłości zaznał pluszowy miś, z którym zwykłam sypiać. Jednak jej podejrzenia o romans z blondynem były co najmniej nie na miejscu. Jak mogła pomyśleć, że jestem tak łatwa?!
- Tem, tym razem ona mówi prawdę. Zatańczyli do kilku piosenek, a potem ten facet wrócił do Sasuke. - W mojej obronie stanęła Rin.
- Właśnie, Uchiha! - wydarła się na całe gardło. Przełknęłam głośno ślinę, domyślając się, skąd ten wybuch. - On nosi tą cholernie drogę bransoletkę. To dla niego, tak? - Zmrużyła groźnie oczy. Czym prędzej zaczęłam się tłumaczyć.
- Musiała się zerwać, kiedy kładł mnie na łóżku. To nic wielkiego. Oddał mi przysługę i zniszczył sobie przy tym swoją własność. Nie złość się na mnie. - Zrobiłam zbolałą minę. Wiedziałam, że to jedna rzecz, która na nią podziała. I rzeczywiście, jej twarzy nie szpeciły już okropne zmarszczki.
- Ok, niech ci będzie. Ale pamiętaj, nie raz już ci mówiłam, że jeśli zakochasz się w tym dziwkarzu, to ja cię pocieszać nie będę. I wiesz co? Nadal się tego trzymam. Żeby nie było, że cię nie ostrzegłam. Skoro jesteś mądrzejsza...
Na tym zakończył się temat. Ugryzłam się w język, nie mając zamiaru wdawać się w kolejną kłótnię. Jednak zawsze chciałam zapytać, skąd jest taka pewna co do Sasuke. Ja znam tylko plotki, które wymyślają jakieś głupie dziewczyny ze szkoły, a Tem się zachowuje, jakby wszystko to było prawdą, i jakby rzeczywiście osobiście się o tym przekonała. Kiedyś poruszę ten temat, niech sobie nie myśli, że się wywinie!
Do domu chciałam wrócić pieszo, bo wcale nie spieszyło mi się do samotności. Grzecznie odmówiłam Rin, kiedy zaproponowała mi podwózkę. Wolno ruszyłam przed siebie.
* * *
Witam, witam!
Pięknie dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, gdyż to one zmotywowały mnie - wielkiego lenia- do napisania notki tak szybko. Wasze słowa wiele dla mnie znaczą, naprawdę!
Wiem, że rozdział krótki, i że pełno w nim błędów. Oczywiście, przepraszam Was za te niedociągnięcia. Mam nadzieję, że pomożecie mi wyłapać większość błędów.
Początki bywają trudne, dlatego też proszę o wsparcie. Chciałabym prosić Anonimowych o zostawienie po sobie chociaż krótkiego komentarza w stylu "czytam". Chciałabym po prostu wiedzieć, ile osób zapoznało się z moim opowiadaniem.
Nie zanudzając...
Ściskam i całuję! ;*
O, pragnę jeszcze polecić Wam wspaniałego bloga: http://mynameisnobodyyy.blogspot.com/
To tyle z mojej strony