i

i

31 sty 2014

2. Nie jesteś sama.

          Obudziłam się po jedenastej z wielkim bólem głowy i ściśniętym żołądkiem. Dobrze wiedziałam, że objawy te wskazują na strasznego kaca. Przyjęłam jednak mdłości jako karę za własną głupotę. Kto normalny upija się w sztok, by zminimalizować głupie myśli i wyrzuty sumienia?! Mało tego! Upiłam się przez sprawy związane z Sasuke, a koniec końców i tak wylądowałam w jego ramionach.
          Męczył mnie kac, ale o stokroć wolałam zwykłego kaca objawiającego się okropnym bólem głowy, suchością w ustach i skurczem żołądka, niż kaca moralnego.
          Zachowałam się jak gówniara i nawet nie próbuję szukać usprawiedliwienia dla swych czynów.
          Pozwólcie, że przybliżę wam nieco wczorajszą noc, której tak cholernie nie chciałam pamiętać. 

          Dlaczego nie upiłam się do nieprzytomności? Ech!


          Kiedy klub zaczął pustoszeć, zdałam sobie sprawę, że i ja powinnam się zbierać. Nie miałam pomysłu co ze sobą zrobić. Miałam spory problem z utrzymaniem się na nogach więcej niż pięć sekund. Wiedziałam, że sama nie dam rady wyjść z klubu, a co dopiero dotrzeć do domu.
          Siedziałam rozparta na czerwonej sofie. Towarzyszący mi Kiba, opierał głowę o przedramię, które spoczywało na blacie stolika.

       
- Kiii-baaa - wybełkotałam. W duchu wyśmiałam swój okropnie brzmiący głos. Chyba nawet zachichotałam. - pomożesz wrócić do tomu? - Nie widząc reakcji ze strony kolegi, klepnęłam go lekko w plecy. Zero odzewu. Czyli był w jeszcze gorszym stanie niż ja. A niech to!
        
Rozejrzałam się po lokalu w nadziei, że znajdę jeszcze kogoś znajomego. Niestety, oprócz naszej dwójki na sali były jeszcze cztery osoby, w tym barman. Nie powiem, że się nie wystraszyłam. Byłam wręcz przerażona. 
          Niech cię cholera, Ino!          Kiedy już myślałam, że będę musiała czołgać się do domu, usłyszałam za sobą:
      
- Wstawaj - Swym głosem właściciel zaszczycał mnie rzadko, jednak nie dało się go pomylić z żadnym innym. Czym prędzej odwróciłam głowę w stronę rozmówcy, by ujrzeć..       - Sasuke? - wyszeptałam, jakby na potwierdzenie, że to rzeczywiście on. Zadarłam głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Przez alkohol musiałam zmrużyć powieki, by złapać ostrość. Po wstępnej analizie zdołałam jednak zauważyć, że był zirytowany i czekał, aż wykonam polecenie. Czym prędzej postanowiłam się wytłumaczyć. - Nie umiem - wychrypiałam.           Sasuke westchnął, jakby spodziewał się usłyszeć taką odpowiedź. W milczeniu zrobił kilka kroków, by znaleźć się tuż przede mną, po czym niespodziewanie chwycił mnie za przedramię, i postawił do pionu. Oczywiście, nie był ani trochę delikatny, a moje ogłupiałe przez alkohol ciało zatoczyło się niebezpiecznie. Przyjął jednak mój ciężar na siebie. Robił to w bardzo dziwny sposób, bo starał się ograniczać nasz kontakt cielesny do absolutnego minimum. Ja jednak nie miałam nic przeciwko. Fakt, że widzi mnie tak pijaną jest o stokroć gorszy, niż przyjęcie od niego pomocnej ręki. 
          
Kiedy świat przestał zanadto wirować, Sasuke objął mnie jedną ręką w talii i zrobił krok w przód. Widząc, że trochę oprzytomniałam, i że nie rąbnę o podłogę po jednym kroku, postanowił narzucić mi powolne tempo marszu. 
          
Wyprowadził mnie z klubu i pozostawił opartą o mur, a sam wrócił do budynku, tłumacząc pospiesznie, że idzie po nasze płaszcze. 
          Miałam chwilkę, by pomyśleć i poukładać myśli. Na dobrą sprawę, nie wiedziałam, co on chce ze mną zrobić. Nie lubi mnie, tego jestem pewna, gdyż na każdym kroku dobitnie to podkreśla. Więc, dlaczego nie zostawił mnie samej sobie? Ech, jestem zbyt pijana, żeby teraz nad tym główkować!
          Sasuke wrócił po krótkiej chwili, ubrany w czarny, markowy płaszcz. Podał mi moje okrycie, prawdopodobnie z myślą, że dam radę sama je na siebie nałożyć. Widząc moje nieudolne starania, wyrwał mi z rąk granatową kurteczkę i sam mnie ubrał. Poczułam się jak małe, głupie dziecko. Jednak sama sobie byłam winna.        - Dziękuję - wybąkałam cicho, speszona powrotem do bliskości. Sasuke znów obejmował mnie w pasie, stawiając wolno kroki.
          
Prychnął. Nie wiem, co oznacza ten dźwięk wydobywający się z jego gardła, ale chyba nic dobrego.

          Naprawdę chciałam zachować resztki godności, będąc asekurowana przez Sasuke, jednak jak zwykle szczęście się do mnie nie uśmiechało. Zamiast czuć się coraz lepiej i wymuszać posłuszeństwo na kończynach, mój organizm postanowił zbuntować się jeszcze bardziej. Zataczałam się strasznie. Sasuke wzmacniał uścisk na mojej talii, jednak w końcu nie wytrzymał.
        - Czekaj. - Postawił mnie pod jakimś sklepem. Więc, czekałam. W paru susach pokonał sklepowe schody, po czym zniknął mi z oczu.
          Przykleiłam się plecami do muru, wolałam nie kusić losu. Ostatnie, czego mi brakowało, to roztrzaskany nos. Dziś absolutnie nie ufałam swoim nogom. Przymknęłam powieki. Okropnie wirowało mi w głowie, i ten szum w uszach. Niemal nie byłam w stanie usłyszeć własnego chrząknięcia. Każdy dźwięk odbijał się echem w mojej głowie, irytujące dudnienie.
          Obserwowałam ulicę uważnie. O tej porze przecież nie było bezpiecznie, tym bardziej w miejscu, przez które prowadził mnie Sasuke. Nie chodziłam takimi uliczkami, wybierałam zawsze te najbardziej zaludnione w centrum miasta, więc gdyby brunet zechciał mnie teraz pozostawić samej sobie, pewnie bym się zgubiła. Nie miałabym nawet kogo zapytać o drogę, no, chyba, że tego przerażającego mężczyznę, który zaczął się do mnie zbliżać. Szedł niebezpiecznie szybko i z nieodgadnioną miną. Z każdym jego krokiem zaczynałam panikować coraz bardziej. W moim stanie nawet ucieczka nie wchodziłaby w grę. Nie zdążyłabym nawet wejść do sklepu, za którego drzwiami zniknął mój kolega z klasy. Moje plecy ściślej przywarły do ściany. Przymknęłam powieki i starałam się nie myśleć o tym, że za chwile prawdopodobnie stanie się coś złego. Słyszałam dźwięk kroków obcego, który był już niebezpiecznie blisko. Jeszcze jakieś dwa metry i staniemy twarzą w twarz. Nie wiem skąd to wiedziałam, po prostu. Takie rzeczy się chyba czuje, prawda? Przełknęłam głośno ślinę. 
          Zrobi mi krzywdę? 
          Coraz wyraźniej słyszałam dźwięk obuwia, stykającego się z powierzchnią chodnika. Nie miałam niczego pod ręką, czym mogłabym się obronić. Jedyną rzecz, którą ze sobą miałam, była mała torebeczką, którą Sasuke zabrał, żebym przypadkiem jej nie zgubiła. Zostałam z niczym.
        - Zgubiłaś się? - Nie odpowiedziałam. Trochę czasu zajęło mi podniesienie powiek, jednak kiedy udało mi się przezwyciężyć atak paniki, spojrzałam niepewnie na mężczyznę. Przystanął naprzeciwko mnie i zmierzył moją sylwetkę lubieżnym wzrokiem. Mimo zamazanego obrazu, starałam się go dokładnie obserwować. Wiedziałam, że i tak nie zdołam się obronić, jednak chciałam mieć przynajmniej najmniejszą kontrolę nad sytuacją. Sama nie wiem, dlaczego chciałam patrzeć. Lepiej, gdybym nadal miała zamknięte powieki, wtedy nie widziałabym jego dłoni, podnoszącej się na wysokość mojej twarzy. Następnie poczułabym dotyk jego zimnej kończyny na moim zmarzniętym policzku.
        - Zo-ost...
        - Zostaw ją - Do moich uszu doszedł szorstki głos Sasuke. Nie wiem, jak nieznajomemu, ale mnie przeszły ciarki po całym ciele. Chwileczkę, ręka mężczyzny wciąż spoczywała na mej twarzy, a jej właściciel nadal uśmiechał się z wyższością. Kątem oka zaobserwowałam, jak Sasuke się przemieszcza. W mgnieniu oka stanął między mną, a prawdopodobnie niedoszłym gwałcicielem. Działo się to tak szybko, że ledwo nadążałam dostosowywać ostrość. Mogłam tylko sobie wyobrazić, jaką Sasuke przywdział minę, gdyż jego szerokie plecy całkowicie przysłoniły mi obraz. Nieznajomy powiedział coś do Sasuke. Nie dosłyszałam co, gdyż szum w uszach nabrał na sile, jednak zdołałam ujrzeć, jak Sasuke mocno go popycha. Wychyliłam się zza placów mojego wybawcy, wiedząc, że jestem już bezpieczna. Zdołałam zaobserwować, że typek straciwszy równowagę, runął na znak drogowy. Chwycił się za tył głowy i głośno przeklął.
        - Zjeżdżaj stąd, śmieciu. - Mimo, iż Sasuke wypowiedział to niemal szeptem, brzmiało to bardzo groźnie. Z wielkim opóźnieniem zdałam sobie sprawę, że mężczyzna odchodzi, nie zaszczycając nas już chociażby spojrzeniem. Miałam zamiar podziękować Sasuke za pomoc, ale mój żołądek miał inne plany. Resztkami silnej woli zdołałam przezwyciężyć odruch wymiotny, jednak pozostałam zgięta w pół i walczyłam, by utrzymać się na nogach. 
          Cholera! Jestem taka żałosna!
          Usłyszałam jak Sasuke mruczy przekleństwo pod nosem, po czym zobaczyłam, jak odwraca się w końcu w moją stronę. Nie, nie miałam odwagi podnieść głowy, by zmierzyć się z jego ciężkim spojrzeniem. Miałam jedynie wgląd na jego sylwetkę od pasa w dół. Widziałam więc, jak zaciska pięści, a następnie, jak podnosi z chodnika opuszczoną wcześniej siatkę z zakupami. 
          Jakimś cudem udało mu się mnie zaciągnąć do najbliższej ławki. Posadził mnie na niej i wygrzebał z jednorazówki butelkę litrowej coli. Podał mi napój, uprzednio sam się nim racząc. Nie mogłam go wypić. Od dłuższego czasu walczyłam z mdłościami. Jeśli zrobię maleńkiego łyka, zwymiotuję! 
          - Nie chcę, niedobrze mi. - Nie chciałam go urazić, bo w końcu wszystko wynikało z jego dobrych chęci. Niegrzecznie było odmawiać. Robił to dla mnie. 
          - Wypij tak dużo, ile tylko zdołasz. Zwymiotujesz. - Czy on czyta w myślach? Oczywiście, to nie zmienia faktu, że nie miałam zamiaru zwracać na jego oczach. Odmówiłam kiwnięciem głowy. 
          Do jasnej ciasnej! Tak ciężko mi się myślało. Kiedy to minie? Narazie z minuty na minutę było ze mną coraz gorzej.         - Rób, co mówię, albo cię tu zostawię - pogroził mi. 
        - W takim razie, odwróć się, proszę. 
          Prychnął. Widocznie nie miał najmniejszego zamiaru wykonać mojej prośby. 
          Nieporadnie odwróciłam się od partnera, i walcząc z mdłościami, przyssałam się do butelki z gazowanym napojem. Pociągnęłam kilka naprawdę sporych łyków, aż mój żołądek nie zareagował. Pochyliłam się wprzód, by nie zwrócić na siebie. Wymiociny z głośnym chlupotem opadły na ziemię tuż przy ławce. Chciałam odgarnąć włosy z twarzy, jednak czyjaś duża, ciepła dłoń uprzedziła mnie w tym. Zdałam sobie sprawę, że Sasuke mi pomaga, i co gorsza - patrzy. Jego emocje, jak zwykle zostały dokładnie ukryte pod maską zobojętniałego drania. Nie miałam pojęcia, o czym może myśleć. Był na mnie zły? A może miał ze mnie niezły ubaw? Co za wstyd!
        - Napij się jeszcze - rozkazał. Wiedziałam, że sobie ze mnie nie żartuje. Sama również chciałam w końcu pozbyć się alkoholu z organizmu jak najszybciej. Zrobiłam, jak kazał, a  po kilku sekundach znów zgięłam się w pół by wydalić płyny zalegające w żołądku.
          Czułam się i pewnie wyglądałam okropnie. Zawsze, gdy wymiotuję, płaczę. Nie potrafię tego powstrzymać.
Dyszałam ciężko, próbując wyrównać oddech. Wierzchem dłoni otarłam łzy spływające po policzkach. Próbowałam także wmawiać sobie, że wcale obok mnie nie siedzi Sasuke, który wspaniałomyślnie podawał mi chusteczkę higieniczną. Przyjęłam ją bez słowa i otarłam sobie nią usta. Poczułam się o wiele lepiej z pustym żołądkiem. Szkoda, że alkohol nie wyleciał ze mnie, jak cola. Co z tego, że zwróciłam całą zawartość żołądka, skoro wciąż byłam otumaniona spożytymi procentami.
          Za plecami usłyszałam po raz kolejny szelest jednorazowej torby, a chwilę później brunet podał mi paczkę moich ulubionych, truskawkowych gum do żucia i butelkę wody niegazowanej. Pospiesznie zrobiłam ostatniego łyka coli, nie połykając jej jednak, tylko płucząc sobie usta. Odebrałam gumy i wodę. Napiłam się i włożyłam do buzi truskawkowy przysmak. Od razu zrobiło mi się lepiej z myślą, że nie będzie mi śmierdziało z ust wymiocinami.
          - Dziękuję - wybąkałam nieśmiało. Zdobyłam się, żeby w końcu spojrzeć Sasuke w oczy. Jak zwykle nie wyrażały nic. Cholernie mnie to wkurzało! Ta jego obojętność była nieznośna. Wolałam już jego gniewne spojrzenia, niż ten wyprany z emocji i pozbawiony blasku wzrok.
          Przymknęłam powieki, żeby bardziej się nie irytować jego zobojętniałym wyrazem twarzy.
          Sasuke nie zareagował w żaden sposób na moje słowa, dlatego nie byłam pewna, czy mnie usłyszał. Postanowiłam więc, że zadam mu pytanie, które nurtowało mnie od kilkunastu minut: 

        - Co powiedział ci ten mężczyzna, że tak się wkurzyłeś? - Gdyby nie szumiało mi w głowie, to mogłabym powiedzieć, że zapadła cisza. Sasuke nie krył się z tym, że po prostu mnie ignoruje. Jakby na potwierdzenie tego, podniósł się z ławki i niespiesznie zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod jego butami, zapraszając mnie do pójścia w ślady chłopaka. Ale ani mi się śniło wstawać! Nie byłam aż tak głupia, żeby ufać swoim nogom. Wciąż byłam mocno pijana.
        - Nie zostawiaj mnie. - czyjś żałosny i zapłakany głos przerwał ciszę, co zwróciło uwagę Sasuke. Z wielkim opóźnieniem zdałam sobie sprawę, że były to moje słowa i nie brzmiały, jakby odnosiły się tylko do tej jednej sytuacji.
Brunet po usłyszeniu mojej prośby, wyglądał, jakby dostał w twarz, jednak szybko się opamiętał, odwracając głowę w przeciwną stronę. Stanął przy pokrytym śniegiem krzaku i patrząc gdzieś w dal, westchnął. Westchnął, niczym doświadczony, zmęczony życiem starzec.
          Wyprostowany i pewny siebie stał w miejscu z rękami w kieszeniach spodni. Wyglądał bardzo męsko. Miał napięte mięśnie szczęki i mrużył oczy. Chyba intensywnie nad czymś kontemplował. W końcu postanowił na mnie spojrzeć. Prychnął i powoli do mnie podszedł. Stanął kilka centymetrów przede mną, a ja, żeby spojrzeć na jego twarz, musiałam znacznie zadrzeć głowę do góry.
          Nigdy bym się po nim spodziewała tak ludzkiego i delikatnego czynu, jakim jest starcie łez z twarzy, ale on właśnie to zrobił. Jego ciepła, nieotulona rękawiczką dłoń, dotknęła mojej buzi i starła łzy z policzków. To nie był koniec niespodzianek dla mojego biednego ciała! Sasuke ujął mnie delikatnie pod brodę, po czym musnął dolna wargę kciukiem. Westchnęłam głęboko przez rozchylone usta, ale on również. Myślałam, ze śnię i trafiłam do nieba. Przed oczami widziałam gwiazdy. Przecież to nie mogła być prawda! Zdenerwowana, rozwarłam maksymalnie oczy. 

          Pomógł mi wstać i tym razem zrobił to ostrożnie. Podniósł mnie jednym, pewnym ruchem. Zrobił to tak łatwo, jakbym wcale nie ważyła czterdzieści osiem kilo. Zaraz po tym, jak mnie podniósł, do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum, płynu do płukania, jak i jego skory. Pachniał tak, jak powinien pachnieć mężczyzna.
        - Nie jesteś sama - wyszeptał mi we włosy. Ostatecznie zdołałam wyczuć w jego oddechu cierpki zapach alkoholu wymieszany z miętową gumą do żucia. Czyli także był pijany! 
          Zbyt szybko poznałam powód jego ludzkich zachowań. A szkoda, bo wolałam żyć w przekonaniu, że po prostu się przede mną otworzył.
          W ciszy odniósł mnie do domu. Postanowiłam nie psuć tego dziwnego napięcia miedzy nami, wiec nie odezwałam się ani słowem, gdy wnosił mnie po schodach do mojego pokoju. Nie odezwałam się także, gdy w milczeniu położył mnie na łóżku, ani też gdy opuszczał pokój. 



          Wylegiwałam się jeszcze przez jakiś czas w ciepłym, miękkim łóżku, jednak nie chciałam spędzić w nim całego dnia. Podniosłam ciało do pozycji siedzącej, przeciągając się porządnie. Rzuciłam okiem na skołtunioną kołdrę, a moim oczom ukazała się brązowa bransoletka. Niestety, wiedziałam do kogo należy, a co gorsza, była zepsuta. Prawdopodobnie Sasuke zerwał ją, kiedy kładł mnie na meblu. 
          Wzięłam przedmiot do reki i podsunęłam go sobie pod nos. Przyjrzałam mu się dokładniej, po czym odłożyłam ostrożnie na stolik nocny. Nie sądzę, żeby Sasuke był na mnie o to zły, ale postanowiłam, że jeszcze dziś odkupię zepsutą rzecz i mu ja oddam.


          Nie wzięłam ze sobą telefonu do klubu, także... od wczoraj nie miałam go w ręce. Pospiesznie zwlekłam z tyłek z łózka i ruszyłam na parter prosto do salonu.
          Tak, jak myślałam -dwanaście nieodebranych połączeń i tyle samo SMS-ów, w tym jeden, którego numeru nie znam. Treść wiadomości głosiła:


Mam nadzieje, że Sasuke dobrze się Tobą zaopiekował.

                                                                       Heichou.


          Pospiesznie odpisałam:


Był niezastąpiony.


          Wdech, wydech. Czas oddzwonić do Temari. Jak nic mi się dostanie. Nie chciałam jednak odkładać tego, co nieuniknione, a im szybciej to zrobię, tym więcej będę miała czasu na poukładanie sobie myśli związanych z Sasuke.
          Tak jak myślałam. Dostałam wielka burę od przyjaciółki, zaraz po tym, jak odebrała. Jednak pokornie przeczekałam atak zarzutów na moją biedną osobę. 

          Kiedy zauważyłam, że dziewczyna wykrzyczała, co jej leży na sercu, pokrótce zdałam jej relacje z powrotu do domu. Myślałam, że jej ulży, kiedy się dowie, jaką miałam opiekę. Byłam w błędzie. Blondynka wściekła się na mnie o stokroć i znów zaczęła wrzuty pod moim adresem. Oznajmiła mi, że jestem nieodpowiedzialną idiotką z brakiem pofałdowania na mózgu. Potem zwyzywała Sasuke, ale przyznam szczerze, że tego już nie słuchałam. Odłożyłam słuchawkę na blat stołu, zostawiając jednak na głośniku. Dzisiejszego dnia poziom mojego humoru równał się temperaturze na zewnątrz – dwanaście stopni na minusie. Nie chciałam wdawać się w bezsensowne sprzeczki z przyjaciółką, w sumie, to wiem, że i tak nigdy jej nie przegadam. Ona zawsze musi mieć rację. Taki typ człowieka.
          Ostatecznie umówiłam się z nią i z Rin na piętnastą pod wejściem do parku.

          Niespiesznie wzięłam gorącą kąpiel, a następnie wpadłam do kuchni, by coś przegryźć. Mimo iż lodówka była wypełniona po brzegi, ja złapałam serek wiejski, który spożyłam bez większego smaku. Kac wciąż mnie męczył, dlatego też nie miałam apetytu. Za to wszelakiego rodzaju napoje pochłaniałam w wielkich ilościach. Mam nadzieję, że Ino czuje się tak samo podle, co ja.
          Mając jeszcze chwilę do wyjścia, usiadłam na czarnej, skórzanej kanapie w salonie. Wyciągnęłam nogi wzdłuż mebla, zaś głowę oparłam o brązowy wałek. Wlepiłam wzrok w sufit. Tak, wiem, zajmująca czynność!
          Z głośnym westchnieniem przewróciłam głowę w lewo, przez co moje brązowe oczy napotkały karteczkę zaadresowaną właśnie do mnie. Pospiesznie podniosłam się do siadu, chwyciłam biały papier i zapoznałam się z treścią.



Pilny wyjazd służbowy, wrócę za dwa dni.


                                                           Lissa.

          W sumie, ostatnio często dom jest pusty, za czym nie przepadam. Kiedy ciotka gdzieś wyjeżdża, mnie także wtedy nie ma w domu, gdyż nocuję u Tem, albo Rin. A kiedy już jestem w domu, zapraszam dziewczyny do siebie.
          Najbardziej na świecie boję się samotności. Brakuje mi rodziców, brakuje mi ich ciepłych uśmiechów, troski i miłości. Jestem przewrażliwiona na tym punkcie, dlatego też tak żałośnie prosiłam w nocy Sasuke, by mnie nie zostawiał. Chciałabym, żeby wiedział, że ta prośba miała głębsze znaczenie, jednak w życiu mu tego nie wyznam. Do teraz zachodzę w głowę, dlaczego tak po prostu odprowadził mnie pijaną do domu. Mógł mieć gdzieś to, że zostałam na lodzie, przecież dotychczas nigdy się mną nie interesował. Mało powiedziane - on po prostu mnie zlewał po całości, czego nie mogłam mieć mu przecież za złe. Taki był. 
          Zmięłam papier w niedbałą kulkę, po czym wrzuciłam go do nierozpalonego kominka. Miałam jeszcze kilka minut do wyjścia, więc ubrałam ciepły, oliwkowy płaszczyk i biały komin. Naciągnęłam na nogi wygodne botki, zgarnęłam z szafki wcześniej przygotowaną torebkę i wyszłam z domu.

        - Dałaś po całości, alkoholiku - docinała mi Tem. Jej żarty przestały być śmieszne jakąś godzinę temu, ale nie chciało mi się jej tego uświadamiać. Dobrze wiedziałam, jak wyglądam i czego powinnam była unikać zeszłej nocy.                   Wiem, że koleżanka chce dać mi nauczkę, ale czy najgorszą nauczką nie jest stan, w którym nadal się znajduję? Z tego wszystkiego musiałam iść pieszo pod ten cholerny park, gdyż nie mogłam prowadzić po takiej libacji alkoholowej.
          Teraz siedziałyśmy w kawiarni, znajdującej się w centrum handlowym, a ja wciąż nie mogłam przełknąć choćby kęsa ciastka francuskiego z czekoladą. Upiłam więc jedynie łyk letniej już kawy, po czym zapytałam:
        - Wejdziemy jeszcze do Fossil? Chciałam tam coś kupić. 
        - Pewnie, a co chcesz. To chyba sklep z męską biżuterią, nie? - Rin akurat była dobrze obeznana w sklepach znajdujących się w tym ogromnym budynku. Nie wiedziałam jednak, czy to dobrze, czy źle.
        - Chciałam odkupić komuś pewien drobiazg... - powiedziałam zagadkowo. Bałam się przyznać przed Temari, że chcę odkupić coś temu "dupkowi", jak zwykła go nazywać. - Idziemy? - zapytałam, widząc, jak dziewczyny powoli dopijają swoje napoje i wiercą się na krzesłach.

        - Drogi ten drobiazg - zaczęła blondynka. - Dla kogo to? Dla tego blondyna, którego udało ci się wczoraj wyrwać? Czy może dla kogoś innego? - Widząc moje ociąganie się, Temari wyrwała mi z ręki bransoletkę i przyjrzała się jej dokładnie. - Hm, mam wrażenie, że gdzieś już ją widziałam.
          Boże, jej spostrzegawczość akurat w tej chwili była niepożądana. Szybko podjęłam temat o blondynie, który swoją drogą także mnie zaciekawił.
        - Skąd wiesz, że ktoś wczoraj ze mną był? - Byłam święcie przekonana, że nie wspomniałam o Heichou ani razu.
        - Aoi, nie wiem czy pamiętasz, ale również tam byłam - odezwała się w końcu Rin. Nawiasem mówiąc była dziś nadzwyczaj milcząca.
         Rzeczywiście, wpadło mi to z głowy. Kurczaki, czyli Tem wie też o...
        - Heicho to bardzo miły mężczyzna. - Spojrzałam przymilnie na koleżanki, jednak widząc zniesmaczoną minę blondynki, dodałam: - Naprawdę. Poza tym tylko tańczyliśmy. - To, że wypytywałam chłopaka o Sasuke ,wolałam przemilczeć.
        - Jasne, a ja jestem Wiesław. Coś mi tu śmierdzi, Aoi. - Jak zwykle była podejrzliwa, jeśli chodzi o mężczyzn. Przyjaciółka zawsze tłumaczy to tym, że mam kiepski gust w dobieraniu sobie facetów. Coś w tym jednak jest. Pewnie dlatego do tej pory mojej miłości zaznał pluszowy miś, z którym zwykłam sypiać. Jednak jej podejrzenia o romans z blondynem były co najmniej nie na miejscu. Jak mogła pomyśleć, że jestem tak łatwa?!
        - Tem, tym razem ona mówi prawdę. Zatańczyli do kilku piosenek, a potem ten facet wrócił do Sasuke. - W mojej obronie stanęła Rin. 
        - Właśnie, Uchiha! - wydarła się na całe gardło. Przełknęłam głośno ślinę, domyślając się, skąd ten wybuch. - On nosi tą cholernie drogę bransoletkę. To dla niego, tak? - Zmrużyła groźnie oczy. Czym prędzej zaczęłam się tłumaczyć.
        - Musiała się zerwać, kiedy kładł mnie na łóżku. To nic wielkiego. Oddał mi przysługę i zniszczył sobie przy tym swoją własność. Nie złość się na mnie. - Zrobiłam zbolałą minę. Wiedziałam, że to jedna rzecz, która na nią podziała. I rzeczywiście, jej twarzy nie szpeciły już okropne zmarszczki.
        - Ok, niech ci będzie. Ale pamiętaj, nie raz już ci mówiłam, że jeśli zakochasz się w tym dziwkarzu, to ja cię pocieszać nie będę. I wiesz co? Nadal się tego trzymam. Żeby nie było, że cię nie ostrzegłam. Skoro jesteś mądrzejsza...
          Na tym zakończył się temat. Ugryzłam się w język, nie mając zamiaru wdawać się w kolejną kłótnię. Jednak zawsze chciałam zapytać, skąd jest taka pewna co do Sasuke. Ja znam tylko plotki, które wymyślają jakieś głupie dziewczyny ze szkoły, a Tem się zachowuje, jakby wszystko to było prawdą, i jakby rzeczywiście osobiście się o tym przekonała. Kiedyś poruszę ten temat, niech sobie nie myśli, że się wywinie!
          Do domu chciałam wrócić pieszo, bo wcale nie spieszyło mi się do samotności. Grzecznie odmówiłam Rin, kiedy zaproponowała mi podwózkę. Wolno ruszyłam przed siebie.




* * *


Witam, witam!
Pięknie dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, gdyż to one zmotywowały mnie - wielkiego lenia- do napisania notki tak szybko. Wasze słowa wiele dla mnie znaczą, naprawdę!
Wiem, że rozdział krótki, i że pełno w nim błędów. Oczywiście, przepraszam Was za te niedociągnięcia. Mam nadzieję, że pomożecie mi wyłapać większość błędów. 
Początki bywają trudne, dlatego też proszę o wsparcie. Chciałabym prosić Anonimowych o zostawienie po sobie chociaż krótkiego komentarza w stylu "czytam". Chciałabym po prostu wiedzieć, ile osób zapoznało się z moim opowiadaniem.
Nie zanudzając...
Ściskam i całuję! ;*
O, pragnę jeszcze polecić Wam wspaniałego bloga: http://mynameisnobodyyy.blogspot.com/
To tyle z mojej strony

12 sty 2014

1. Nic dla ciebie nie zrobię.



          Huczało mi w głowie, świat lekko wirował, czułam tępy ból z tyłu głowy. Minęło parę dobrych sekund nim zdałam sobie sprawę z dwuznacznej pozycji, w jakiej właśnie się znalazłam. Nie miałam pojęcia jak do tego doszło, ale Sasuke Uchiha siedział na mnie okrakiem, dodam, że w samej bieliźnie. Z wyrazu jego twarzy wywnioskowałam, że był równie mocno zaskoczony, jak ja. Problem w tym, że był też piekielnie wkurzony, co dał mi doskonale odczuć trzymając moje nadgarstki w żelaznym uścisku.
          Przyglądałam się jego obliczu bardzo dokładnie, przez co wyraźnie widziałam, jak na nowo przywdziewa maskę obojętności. Był w tym mistrzem, nie miał sobie równych. Gdyby przydzielano za to nagrody, zabrakłoby mu miejsca na półkach.
          Przełknęłam głośno ślinę. W przypadku, gdy miałabym oswobodzone ręce, zasłoniłabym sobie twarz, jednak zrobić tego nie mogłam. Byłam mocno przytrzymywana, a spojrzenie jego karych oczu było tak przenikliwe, że oblałam się rumieńcem.
          A niech cię, głupia Aoi!
          Poniewczasie zdałam sobie sprawę, że Sasuke zadał mi pytanie i może czeka na słowa wyjaśnienia? Może kiedy powiem, po co przyszłam, da mi swobodę ruchu?
          Rzuciłam szybko okiem na pachy, które były teraz doskonale widoczne i dziękowałam w myślach osobie, która wynalazła antyperspirant. Zero mokrych plam i w dodatku bardzo świeży zapach.
          Co ja to? A, no tak!
        - Wychowawca zadał nam projekt, musimy wykonać go razem. Tak, ja i ty. - dodałam widząc pytajniki w jego oczach. Wolałam się streszczać, za bardzo ceniłam sobie własne pośladki. Jeszcze trochę muszą mi posłużyć, a Sasuke sumiennie je przygniatał do paneli. - Możesz ze mnie już zejść? Nie zrobię nic głupiego, przysięgam.
          Oprawca przyjrzał mi się dokładnie, złapał oba moje nadgarstki w jedną rękę, a drugą zaczął manewrować przy rozporku moich spodni.
        - Hej, co ty robisz?! - Zaczęłam wierzgać nogami równocześnie próbując oswobodzić ręce. Sasuke uśmiechał się tylko figlarnie, nie poprzestając prowadzonych wcześniej działań. Powoli zaczęła ogarniać mnie panika. Miałam zacząć krzyczeć? Czy blondyn był jeszcze w domu i czy pomógłby damie w opałach? Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk rozpinanego zamka, przez co wzmogłam pracę nóg. Ręka bruneta delikatnie musnęła wystające kości miednicy, a moje serce zaczęło wybijać dziki rytm. Byłam pewna, że Sasuke doskonale to słyszał, przez co moje policzki miały już odcień szkarłatu. Niespodziewanie pochylił się nade mną i tą samą ręką, która chwilę temu dotykała mojej miednicy, pogładził mnie za uchem, szepcąc:
        - W życiu bym na ciebie nie poleciał.
          Czy miałam się w tym momencie poczuć urażona? W sumie zrobiło mi się przykro, przecież nieczęsto słyszy się tak niemiłe słowa z ust mężczyzny. Postanowiłam jednak zignorować dziwne ukłucie w sercu. Miałam dosyć tej niezręcznej sytuacji.
          Sasuke z dużym opóźnieniem zdał sobie sprawę, że musi mi być ciężko pod jego ciężarem. Wstał i bez słowa ubrał pierwszą koszulkę, która napatoczyła mu się pod rękę. Dobrze zrobił, nie musiałam się bać o przyspieszone akcje serca po zerknięciu w dół na jego dobrze wyrzeźbiony brzuch.
          - Zamierzasz sobie uciąć drzemkę? - Lekko dał mi do zrozumienia, że mogłabym podnieść cztery litery z podłogi.
         - Już. Sasuke, nie kłopocz się, sama wstanę. - Oj, coś żarty się mnie dziś trzymały. Tak, brunet nawet nie zamierzał mi pomóc. Usiadł na brzegu łóżka, najdalej ode mnie i tylko się przyglądał moim poczynaniom. Podniosłam się bez pomocy rąk i pospiesznie zapięłam rozporek. Dokonałam kilku znaczących poprawek w położeniu odzieży i nie pytając o zgodę, usiadłam na wyrko.Oceniłam szybko poziom irytacji chłopaka i o dziwo nie było najgorzej. Miałam jeszcze jakieś kilka minut na wyjaśnienia i nie musiałam się obawiać wybuchu gniewu.
        - Sasuke, naprawdę mi zależy na dobrej ocenie. Zrobisz to dla mnie i przyłożysz się do pracy?
          Schowałam resztki dumy do kieszeni i postanowiłam błagać o współpracę. Wiedziałam, że to jedyne sensowne działanie.
        - Nic dla ciebie nie zrobię. - Jego twarz stężała i już wszystko wiedziałam.
        - Więc, nic tu po mnie. - Wstałam z łóżka i pospiesznie ruszyłam w stronę wyjścia. - Gdybyś jednak zmienił zdanie, to w przedpokoju zostawię ci mój numer.- Nie odezwał się już wcale. Prychnął jedynie w ten swój dziwny, niezrozumiały dla mnie sposób i zasłonił twarz poduszką.



          Jeszcze długo po powrocie od niego nie mogłam się uspokoić. Wiedziałam, że w tym przypadku wybuch złości nic nie da, a nawet skomplikuje sytuację.
          Sasuke nie należy do osób wylewnych, ale mimo jego niechęci, zdążyłam go już trochę poznać. Głównie prowadziłam obserwacje, bo nie pozwalał mi się zbliżyć do siebie. Na dobrą sprawę, dotychczas nie słyszałam, żeby ktokolwiek z klasy się z nim przyjaźnił, czy chociażby spotykał. Był samotnikiem z wyboru i nie chciał, by ktokolwiek pakował się w jego życie z buciorami, tym bardziej ktoś taki, jak ja.
          Chęć poznania tego chłopaka już nieraz spędzała mi sen z powiek. Często zajmuje moje myśli, nic nie mogę na to poradzić. Widzę między nami duże podobieństwo i chcę się dowiedzieć, czy nie żyję złudzeniami.




          Wyszłam z łazienki, kiedy skóra na dłoniach i stopach była wystarczająco pomarszczona. Wmasowałam w siebie sporo balsamu o moim ulubionym zapachu, założyłam najlepszą piżamę i wskoczyłam do łóżka. Przykryta po uszy kocem, oglądałam jakiś beznadziejny film w telewizji. Mdła komedia romantyczna okazała się nie być na moje nerwy, i kiedy chciałam już zmienić kanał, mój telefon zaczął wygrywać znaną mi melodię. Prędko wygrzebałam się spod okrycia, i trzema wielkimi susami pokonałam odległość dzielącą mnie od urządzenia.
          Może to Sasuke?
          Czym prędzej spojrzałam na wyświetlacz. Widząc, że to tylko moja znajoma z klasy, odebrałam.
        - Piękna! - zaczęła melodyjnie Ino. - Zbieraj się, jedziemy do Big Brown'a. Żadnych wymówek!
        - Ile mam czasu?
        - Będę za około pół godziny. Pospiesz się.
          Rozłączyła się, ale to dobrze. Od razu mogłam zacząć przygotowania.

          Czasem ogrom mojej garderoby mnie przerażał, jednak dziś byłam zadowolona z powierzchni znajdujących się w niej ciuchów. Szybko odnalazłam satysfakcjonujący mnie zestaw, na który składały się czarne spodnie rurki z wysokim stanem, oraz kobaltowa, jedwabna koszula. Bez większego zastanowienia wskoczyłam w znalezione ubrania, po czym skierowałam swe kroki w stronę łazienki, gdzie szybko wytuszowałam rzęsy czarną maskarą, a usta potraktowałam czerwoną, truskawkową pomadką. Nie zwykłam nakładać dużej ilości makijażu, gdy sytuacja tego nie wymagała. Ceniłam sobie swobodę.
          Zwieńczeniem przygotowań do wyjścia było spryskanie się ulubionymi perfumami i umycie zębów.



          Weszłam do klubu równo z Ino. Zrobiłyśmy niemałe zamieszanie, gdyż moja koleżanka chyba zapomniała bardzo ważnej części ubioru, jakimi były spodnie. Jej sukienka, a raczej bluzka ledwie zakrywała, to co najważniejsze.
        - Uchiha się na ciebie gapi - podszepnęła mi do ucha, o ile można to było nazwać szeptem, gdyż głośna muzyka nie pozwalała na normalną rozmowę. Przemieszczałyśmy się do jednego z wolnych stolików, który zajął dla nas wspaniałomyślny Naruto.
          Informacja, która padła z ust przyjaciółki, wywołała u mnie niemałe zdziwienie.
          Nigdy nie mogłam złapać Sasuke na gorącym uczynku. Nie tracił bowiem czasu na kogoś, kto po prostu nie jest dla niego wystarczająco interesujący. Ale tak, zdążyłam jeszcze złapać jego zaciekawione spojrzenie przemykające po mojej sylwetce. Raczej nie czuł się skrępowany kiedy go przyłapałam, ale jednak zaraz skupił wzrok na czymś innym.
          Nieczęsto można spotkać bruneta w klubach, imprezującego klasowo, jak to mieliśmy w zwyczaju. Dobrze, to był tak naprawdę pierwszy raz, kiedy spotykam go w takim miejscu. Dziwne, pasował tutaj idealnie.
          Wiem, że to trochę nienormalne, ale przez ten ułamek sekundy, kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy, zdążyłam przyglądnąć się w co był ubrany. Idealnie wpisywał się w moje gusta w brązowych spodniach i czarnej koszuli, której rękawy zostały podwinięte. W półmroku jego oblicze wydawało się być bardziej tajemnicze, niż zazwyczaj, a niedbale ułożone włosy dodawały mu tylko uroku.
          Postanowiłam sobie jednak, że będę unikać bruneta za wszelką cenę. Przynajmniej będę się starać. Ciężko było mi się pozbierać po popołudniowej akcji, nie chciałam ryzykować, i tak miałam już u niego przechlapane.
          Usiadłam na jedynym wolnym miejscu przy stole, po mojej lewej siedział Naruto, zaś z prawej Ino. Zachodziłam w głowę, jak mogła siedzieć w tej kiecce, ale sama zainteresowana nie miała widocznie z tym żadnego problemu, gdyż minutę później niemal biegła na parkiet.
          Poniewczasie zdałam sobie sprawę, że moje miejsce znajduje się naprzeciw stolika, przy którym siedział Sasuke. Nie wiedziałam, czy prosić Kibę o zamianę miejsc. W końcu siedział tyłem do bruneta. Ostatecznie zostałam na swoim miejscu i od czasu do czasu zerkałam spod osłony włosów na stolik naprzeciw.



          Wielokrotnie odwiedzałam ten klub, jednak od ostatniego razu zaszły w nim mocne zmiany. Ściany, które niegdyś miały kolor bordowy, ktoś starannie przemalował na turkus. Wiszące na ścianach lampy miały nowe, klimatyczne klosze. Zmienił się także wystrój za barem. Postanowiłam przyjrzeć mu się z bliska przy najbliższej okazji, zamawiając kilka kolejek. 
          Zastanawiające jest to, że Sasuke zaszczycił nas swą osobą, i to po raz pierwszy. Zazwyczaj stronił od pokazywania się z nami. Wolał ograniczać kontakty z klasą, robił to jedynie, gdy było to konieczne. Dlatego też zachodzę w głowę, cóż musiało się stać? Może to tylko zbieg okoliczności? Po prostu Sasuke zapragnął wyjść z kolegami, by uraczyć się czymś mocniejszym, a my nawinęliśmy się całkiem niespodziewanie.
          Postanowiłam zapytać organizatora imprezy, który notabene dziwnie mi się przyglądał.
        - Naruto, zapraszałeś może Sasuke? - wypowiedziałam mu pytanie wprost do ucha. Dziwne, miałam wrażenie, że lekko się zarumienił. Ale co ja tam mogę wiedzieć? Może mi się przewidziało, a poza tym we wnętrzu klubu panował mrok.
          Chłopak o blond czuprynie odchrząknął, po czym odpowiedział:
        - Nie, to całkowity przypadek. Dobrze wiesz, jakie mam zdanie na jego temat. - Najeżył się trochę, ale zaraz na jego twarz powrócił ten wspaniały uśmiech.
          Odwzajemniłam gest, poklepałam go przyjacielsko po ramieniu, po czym ruszyłam cztery litery z krzesła. Obrałam trasę. Miałam mały problem, żeby dojść do baru, jednak utorowałam sobie drogę łokciami wśród wijących się w rytm muzyki ciał.
          Barman miał urwanie głowy, więc musiałam chwilę zaczekać, aż mnie obsłuży.
          Odwróciłam głowę w stronę stolików, by policzyć ile mniej więcej nas jest. Byłam ja, Ino, Naruto, Rin, Kiba, Sakura, Karin, Shikamaru. Nie miałam pojęcia, czy liczyć także Sasuke i jego dwóch kolegów, których imion jeszcze nie miałam przyjemności poznać. Nie miałam pojęcia, mimo to postanowiłam zaryzykować i postawić także im. Nie liczyłam na odwzajemnienie tego gestu, nawet nieszczególnie mi na tym zależało. Chciałam być po prostu koleżeńska. Tak przynajmniej to sobie tłumaczyłam.
          Kiedy wprawnym ruchem odebrałam od barmana tacę po brzegi wypełnioną shotami, w pierwszej kolejności uraczyłam się napojem wysokoprocentowym, po czym skierowałam kroki do pierwszego stolika, przy którym siedziały między innymi Karin z Rin i Sakura. Rozdałam im trunki wolną ręką, sama częstując się od razu kolejnym.
        - Zdrowie! - krzyknęłam, krzywiąc się lekko, czując gorycz alkoholu w ustach.
          Udałam, że nie widzę zaciekawionych spojrzeń dziewczyn siedzących przy stoliku.
          Dodawałam sobie odwagi, ot co! Za chwilę musiałam się zmierzyć z powodem mojego dzisiejszego ataku negatywnych emocji, do cholery! Potrzebowałam jakiegoś bodźca, który pozwoli zapomnieć, jak bardzo jestem zestresowana. To był najlepszy i najszybciej działający pomysł, dlatego napiłam się bez zastanowienia kolejny raz, kiedy podeszłam do mojego stolika.
        - Co tak szybko zaczynasz? Kiepski dzień? - zagaił Kiba, widząc moje dzisiejsze zamiłowanie do wódki.
           Czując, jak powoli ogarnia mnie wyczekiwany, błogi stan, uśmiechnęłam się do niego promiennie. Uniosłam naczynie z wysokoprocentową cieczą na wysokość głowy i wzniosłam z szatynem niemy toast. Takim oto sposobem wychyliłam kolejny kieliszek Chłopak puścił mi perskie oczko, a ja z miną męczennika odczłapałam w stronę ostatniego "przystanku".
          Rzecz jasna, moja twarz zaraz zmieniła wyraz. Gdybym podeszła do Sasuke z grymasem, pewnie zostałabym odesłana z kwitkiem. Po cichu liczyłam, że jego humor poprawił się nieco od naszego dzisiejszego spotkania, i że nie zostanę zbyta półsłówkiem.
          Odchodząc, podłapałam jeszcze zatroskane spojrzenie Naruto.
          Wdech. Wydech.
          Trochę szpanersko trzymałam tacę, ale miałam prawo. W końcu lekcje obsługi konsumenta nie mogły pójść na marne. Dyrektor zawsze wybitnie mnie chwalił, więc trochę się teraz popisywałam.
        - Mam dla was co nieco - zachichotałam jak jakaś idiotka. Speszyłam się, kiedy zdałam sobie sprawę, że moje poczynania śledzą trzy pary oczu.
        - A ty, to? - zaczął jeden z nieznajomych. Miał taki sam odcień włosów, co mój kolega z klasy, jednak wyglądał na starszego. Nie musiałam nawet otwierać ust, Sasuke pospieszył z pomocą.
        - Nikt ważny - odpowiedział. - Masz do nas jakąś sprawę? - Pytanie skierował do mnie.
        - Sasuke, nie bądź niegrzeczny w towarzystwie tak sympatycznej kobiety. Byłaś dziś u nas.
          Blondyn wydawał się być znajomy, jednak nie mogłam go nigdzie wsadzić. Teraz, kiedy się odezwał, już wiedziałam. To ten dowcipniś, który otworzył mi drzwi.
        - Heichou, miło mi. - Uraczył mnie szelmowskim uśmiechem, a mnie zaparło dech w piersi.
          Blondyn zdecydowanie należał do grupy mężczyzn, którzy samym swoim wyglądem sprawiają, że kobiety mają mokre majtki.
        - Aoi, mnie także jest miło. - Podałam mu dłoń, a moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy Heichou, niczym dżentelmen ucałował jej wierzch.
          Odchrząknęłam. Tak naprawdę, nie wiedziałam co powiedzieć. W jednej chwili doświadczyłam tak wielu emocji, że najzwyczajniej w świecie zabrakło mi języka w gębie.
        - Shisui – usłyszałam zza pleców blondyna. Chyba drugi kolega chciał przypomnieć o swojej obecności.
          Absolutnie mi nie przeszkadzało, gdybym w tej chwili została sam na sam z Heichou. Trzeba jednak udawać, że wciąż mam jako tako kontakt z rzeczywistością.
          Powtórzyłam swoje imię po raz drugi i podałam dłoń brunetowi. Nie ucałował jej jak jego poprzednik, jednak uścisnął ją delikatnie.
          W końcu ktoś dostrzegł, że jestem kobietą, i że lepiej się ze mną przywitać w kulturalny sposób. Koledzy z klasy w porównaniu z tymi dwoma, to dzieciaki. Nie mogłam wyjść z podziwu, dla ich szarmanckich zachowań. Dlaczego na świecie jest niewielu takich mężczyzn?!
        - Sasuke się napuszył, więc lepiej zejdźmy mu z oczu. - Heichou stanął po mojej lewej, a ja zdałam sobie sprawę z tego, jaki jest wysoki! Prawdopodobnie był podobnego wzrostu, co Uchiha. Nie było po nim widać, że jakkolwiek bał się zachowań swego znajomego – Można prosić do tańca?
          Nie sposób było mu odmówić.
          Blondyn w mgnieniu oka wyrwał mnie na parkiet, nie racząc choćby spojrzeniem towarzyszy.
          Dziwne, odczuwałam skutki wypicia w szybkim tempie sporej - jak na mnie - ilości alkoholu, jednak w miarę zachowywałam trzeźwe myślenie. Wysokoprocentowe trunki pomagały jedynie pozbyć się wszelkich barier i ograniczeń. Bo, tak naprawdę jestem świadoma tego, że gdyby nie wypity alkohol, pewnie byłabym czerwona niczym pomidor i nie mogłabym wyjąkać ani słowa.
          Zdecydowałam wykorzystać moją chwilową niedyspozycję, i nim zdołałam zapanować nad słowotokiem, zadałam pytanie:
        - Czy Sasuke zawsze zachowuje się w tak specyficzny sposób wobec nieznajomych? To znaczy, on mnie zna, chodzimy razem do tej samej klasy. Chciałabym go zrozumieć.
          Postawiłam na szczerość. Wiem, że nie powinnam plotkować z nowo-poznanym mężczyzną o innym, ale ciekawość zwyciężyła.
        - Jest specyficzną osobą. Woli nie pakować się nowe znajomości. - zaczął poważnie. - Wybacz, za popołudnie. Podpuściłem cię z tym jego pokojem, ale chciałem zobaczyć jego reakcję.
        - Żartujesz sobie ze mnie? Myślałam, że zginę.
        - Też tak myślałem, ale kiedy po minucie nie wyleciałaś z wrzaskiem z jego pokoju razem z drzwiami, zdałem sobie sprawę, że może jesteś dla niego kimś więcej, niż znajomą. Wiesz, Sasuke nie zwierza mi się ze spotkań z kobietami, w ogóle. - Popatrzył na mnie zaciekawiony. - Myślę, że możesz być w jego życiu ważniejszą osobą. Oczywiście, on tego nigdy nie powie, ale tak myślę. Hej, generalnie, to mocno go zdenerwowałaś z tą pracą domową!
        - Podsłuchiwałeś?! - zabrzmiało oskarżycielsko, i tak też w rzeczywistości miało być. Nie miałam przecież pojęcia, że mieliśmy z Sasuke szpiega pod drzwiami. A ten sam się z tym nie krył.
        - Wybacz, z natury jestem bardzo ciekawską osobą. Tak jak teraz zresztą. Wiesz, że jednym z powodów, dla których z tobą poszedłem, jest po prostu chęć poznania cię bezpośrednio? Bo chyba nie wyobrażasz sobie, że ten młot coś by mi o tobie wyśpiewał?
          Blondynowi jadaczka się nie zamykała i absolutnie nie miałam nic przeciwko temu. Naprawdę, w duchu dziękowałam, że trafiłam na tak pozytywną i wygadaną osobę. Bo od kogo mam zdobyć niezbędne informacje o Sasuke, jak nie od Heichou?
        - Powiedzmy, że ci wybaczam. W zamian chcę prosić cię o przysługę. Zgadzasz się?
        - Raz się żyje, dajesz. - Nawet nie udawał, że się zastanawia nad moją propozycją. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zdążyłam już zauważyć, że raczej jest lekkoduchem.
        - Przekonasz Sasuke do współpracy ze mną. Szczegółów chyba nie muszę ci tłumaczyć, prawda? - Spojrzałam mu w oczy. - W końcu ściany w waszym mieszkaniu moją uszy. - sarknęłam. Moją twarz przyozdobił uśmiech, bowiem widziałam, jak blondyn ściąga brwi w jedną linię, i analizuje swoje szanse w słownym starciu z współlokatorem. Chyba wpadł na jakiś pomysł, gdyż znacznie się rozchmurzył.
        - Nie ma problemu. Umowa stoi. Tylko ostrzegam, siedzenie z nim w pokoju przez piętnaście minut, może cię wpędzić w depresję. - Mówiąc to, uśmiechał się już w ten swój charakterystyczny sposób.
          Nim zdałam sobie sprawę trzecia z kolei piosenka dobiegła końca.
          Mój partner co chwila rzucał zaciekawione spojrzenia to na mnie, to w stronę stolika, gdzie siedział Sasuke, i zapewne ciskał w naszą stronę błyskawicami.
         - Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa. Niestety, muszę już wracać do tych bufonów. Fajnie się gadało.
          Nie dał mi szansy podziękować. Rozpłynął się wśród tłumu, zaraz po tym, jak ucałował moją dłoń na pożegnanie.
         Intrygujący facet i materiał na przyjaciela. Nie miałam wątpliwości, że zostaniemy dobrymi znajomymi, jeśli nadarzy się ku temu okazja.
          Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, skierowałam kroki do mojego stolika. Rozsiadłam się wygodnie na krzesełku i rozejrzałam po sali. Na parkiecie wirowała większa część klubu, gdyż muzyka niezaprzeczalnie zapraszała do tańca. Wszyscy moim towarzysze byli rozproszeni po lokalu, jednak ja szukałam tylko jednej osoby - Ino.
          Gdzież to ona znowu się straciła? Była dziś moim szoferem. Musiałam jej pilnować, jak oka w głowie, ponieważ miała większą ciągotkę do alkoholu, niż niejeden alkoholik.
          Mimo ciężkich starań, nie udało mi się odnaleźć przyjaciółki w klubie. Odwiedziłam również toaletę, zapytałam znajomych, których napotkałam na swojej drodze, nawet próbowałam się dodzwonić do zaginionej. Zero odzewu. Nikt jej nie widział od czasu, kiedy zaraz po przyjściu, poszła na parkiet.
          Takim oto sposobem Ino zapadła się pod ziemię.
          Byłam niemal pewna, że nic tej wariatce się nie stało. Pewnie po prostu wybyła z klubu z jakimś przystojniakiem, bądź się upiła i już dawno wyszła, podpierając się o jakiegoś kolesia. Tak, obie wersje zawierały mężczyzn, gdyż Ino miała do nich taką samą słabość, jak do alkoholu.
           Cholera. Dlaczego zgodziłam się z nią jechać?! Przecież tak dzieje się zawsze!
           Uch, ale ze mnie idiotka.
 
          Wyszłam na chwilę przed lokal. Musiałam zaczerpnąć świeżego, rześkiego, zimowego powietrza. Zdołałam już w miarę wytrzeźwieć podczas trwania misji pod tytułem „Znaleźć Ino”. Potrzebowałam jednak trochę się uspokoić, bo mimo anielskiej cierpliwości, blondynka zdołała lekko mnie zirytować. Musiałam obmyślić plan, jak dotrzeć do domu. Nie miałam ze sobą telefonu. W torebce spoczywał jedynie portfel z dokumentami i paczka papierowych chusteczek higienicznych. Powinnam była myśleć wcześniej. Akurat muszę przyznać, że w takich sprawach nie można polegać na blondynce, co kolejny raz mi uświadomiła.
          Po chwili spędzonej na zewnątrz moje ciało mocno się wyziębiło. Weszłam więc z powrotem do środka, wabiona ciepełkiem.



          Stojąc przy barze, zamówiłam dla siebie jeszcze parę kolejek, które wychyliłam w rekordowym - jak dla mnie - czasie. Dobrze wiedziałam, czym to grozi, jednak mój zły humor tylko się spotęgował i musiałam czymś uciszyć narastającą irytację.
          Kiedy na powrót wyszłam na parkiet, moja koordynacja ruchowa i myślenie były mocno zaburzone. Jakoś specjalnie się tym nie przejęłam, bo i po co, nie? Starałam się bawić równie dobrze, jak w towarzystwie Heichou, jednak nie wychodziło mi to tak świetnie w pojedynkę.
          Nie miałam większego problemu z tym, kiedy jakiś nieznajomy zaczynał ze mną tańczyć. Momentami bardzo mi to schlebiało. Jednak stało się coś bardzo dziwnego, coś, w co nie byłam gotowa uwierzyć. Kiedy w głośnikach rozbrzmiała piosenka, której tytuł głosił „The Other Side” u mego boku pojawił się nie kto inny, jak sam Sasuke Uchiha. Nie pytajcie mnie jaki wyraz twarzy przywdziałam, ale po jego uśmieszku rozpoznałam, że takiej reakcji się spodziewał.
          Dołączył się do mnie i zaczął wprawnie poruszać ciałem w rytm muzyki. Nie sądziłam, że kiedykolwiek spotka mnie ten zaszczyt, ale brunet chwycił moje prowadzone rytmicznymi drgnięciami biodra i odnalazł ze mną wspólny rytm. A ja, idiotka byłam wniebowzięta!
          Bez problemu mogłam upajać się zapachem jego perfum, dotykać doskonale wyrzeźbionego ciała. Mogłam wpatrywać w oczy, których teraz w żadnym stopniu przede mną nie ukrywał. Mogłam to robić, ale i tak niczego nie potrafiłam się w nich doszukać. Mimo że się uśmiechał, uśmiech nie dosięgał jego oczu. Te były puste, wyzbyte z jakichkolwiek emocji, czyli zwyczajne.
          Chciałam wiedzieć, co sobie o mnie myślał? Co nim kierowało? Czy chciał coś osiągnąć swym zachowaniem? Ufał mi?
          Miliony pytać i zero odpowiedzi...
          Nie było mi dane poskromić ciekawość. Zaraz po skończonej piosence, zostawił mnie samą, żegnając się słowami:
        - Jesteś pijana.
***

Witam!
W pierwszej kolejności pragnę podziękować za miłe komentarza i wsparcie. Było to dla mnie bardzo ważne i dało mi wielkiego kopa do pisania.
Niestety, długość rozdziału, jak i styl pozostawiają wiele do życzenia, za co pragnę Was przeprosić. Chcę już dodać po prostu ten rozdział i nie martwić się terminem.
Za wszelkie błędy przepraszam. Jeśli takowe znajdziecie ( a jestem pewna, że znajdzie się ich cala masa) to proszę, dajcie mi o tym jakoś znać, a postaram się wszystko poprawić.
Nie macie pojęcia jakiego poświęcenia dokonałam, żeby rozdział opublikować w terminie, więc Wam powiem ----> Musiałam zrezygnować z wyjścia na balety! To do mnie niepodobne ;D
Ile ja się nagimnastykowałam z tym rozdziałem! Masakra. Ale tak już mam. Komputer mnie nie lubi, z tabletem się nie dogaduję, myszka spada za biurko, blogger sam publikuje rozdział... Złośliwość rzeczy martwych. Ot co!

400 wyświetleń i 2 komentarze? 
Nie bać się i komentować. Nie gryzę, a każda opinia cieszy!
O, i po raz setny przepraszam za błędy. Chciałabym je wyeliminować, jednak ja już ich po prostu nie widzę. Pewnie jest masa powtórzeń, nielogicznych i wyciętych zdań. Jeśli coś zauważycie, śmiało mi to wytknijcie. Od tego też Was mam.
Oczywiście, sama też postaram się sprawdzić jeszcze parokrotnie notkę, ale jak już napisałam w komentarzu pod prologiem - jestem ślepa. (no, i może ciut leniwa).
Jeśli macie jakieś pomysły co do bloga, zakładek, linków itd, to także proszę pisać. Chętnie nauczę się czegoś nowego i skorzystam z rad bardziej doświadczonych.

Pozdrawiam i całuję ;*